Czy ekranizacja musi być wierna?

Źródło: weheartit.com
Zauważcie, że pytanie nie brzmi nawet, czy 'ekranizacja powinna być wierna?', lecz pojawia się ten twardy, niedobry czasownik, który u bardzo wielu osób, gdy im się powie, czy właściwie rozkaże, że coś muszą, sprawia natychmiastowo, że stają oni okoniem. Jednak właśnie taki temat znalazł się w programie tegorocznego Pyrkonu, gdzie dyskutowali o tym Marcin Zwierzchowski, Krzysztof Piskorski, Wit Szostak, Rafał Kosik i Marcin Przybyłek. Poruszali naprawdę znane pozycje, jak przykładowo "Gra Endera" i "Hobbit" i powiem Wam, że zaiste mądrze mówili, choć ja swoje spojrzenie na ekranizacje książek zmieniałam powoli już od dłuższego czasu.

Jw.
Odpowiedź na tytułowe pytanie brzmi: NIE. Jest to zwyczajnie niemożliwe, jak również nieopłacalne dla jakiejkolwiek wytwórni. Taki film trwałby średnio 9 godzin! (Wyjątkiem w tym przypadku jest "Hobbit", który dostał te swoje 9 godzin, ale skończyło się to wprowadzaniem dodatkowych wątków, co niektórym naprawdę nie przypadło do gustu). Wiele osób powiedziałoby pewnie: dla ukochanej książki wytrzymam. Jednak naprawdę chcielibyście obejrzeć tylugodzinny seans, w którym nie byłoby żadnej nutki świeżości, ponieważ znacie już na pamięć każdy dialog? Dla mnie obecnie jest to wada ekranizacji. Wiadomo, że fajnie obejrzeć film, który jest bardzo podobny do pierwowzoru filmowego, gdy czuję się przykładowo wielką ekscytację, ponieważ aktorzy powiedzieli dokładnie to samo, co było w książce. Jednak zwyczajnie... jest on o wiele mniej emocjonujący. Jest tak z pewnością w przypadku "Igrzysk Śmierci" i "Niezgodnej". Filmy są zrobione świetnie lub bardzo dobrze; są podobne i mają całe dialogi z książki, ale już nie ma tej ekscytacji, gdy doskonale wiem, co się wydarzy, nie działa skrzętnie budowane napięcie, a gdy - nie daj boziu - spłycono relacje między bohaterami, to wtedy cały film jest zwyczajnie bezbarwny.

jw.
Wypuszczenie filmu powoduje nagły napływ nowych fanów. I wiecie co? Wcale nie jest się lepszym, dlatego że czytało się książkę pięć lat temu. W tylu fandomach każdą "nowo nawróconą" osobę wita się z otwartymi ramionami, a te książkowe zaciskają usta czując wyższość, ponieważ oni są prawdziwymi fanami, a nie osoba, która dopiero zakupiła książkę, a nie w dniu premiery. Dlaczego? W końcu wszyscy lubimy to samo, a jak miło podyskutować z jakąś osobą, która mogła wyłapać coś innego i mamy świeże spojrzenie na historię! Pamiętajcie: w fandomie każdy jest równy. Nieważne, czy przeczytał książkę przed premierą w Polsce, czy dopiero miesiąc po wyjściu filmu na DVD!

Jw.
Wiele osób, które zobaczyły już wcześniej obrazek z lewej strony, na pewno uśmiechnęły się ze zrozumieniem. Powiem Wam jednak, że... zdarzają się filmy/seriale lepsze od swojego pierwowzoru. I co Wy na to? Jestem pewna, że w końcu -może niechętnie - przyznacie, że to prawda. Kilka przykładów: Wielki Gatsby. Książka jest dla mnie całkowicie taka... bezbarwna, a film (pomijając tą nieszczęsną muzykę) wyszedł naprawdę fajnie! Następnie mamy Pamiętniki wampirów (pierwszy sezon). Kto czytał, ten wie, jakie są książki. Miasto Kości, choć samo w sobie nie było porażająco dobre, wyszło lepiej od pierwowzoru. Jednak moim ulubionym przykładem będzie Nostalgia anioła. Między tą tragedią nazywaną bestsellerem, a ekranizacją to są całe lata świetlne, choć też film nie powala... no cóż wcale. Zwyczajnie sens książki i jej przesłanie... nie będę wredna i nie napiszę, o co chodzi, ponieważ może ktoś będzie sam chciał się torturować, ale powiem, że książka ma zaszczytne miejsce w czołówce najgorszych powieści świata według mnie.
Jw.

Nie ma co się oszukiwać, że ekranizacje są uboższe od swoich pierwowzorów - zwłaszcza, gdy w pierwowzorze mamy narracje pierwszoosobową. Nijak da się to oddać lub wszystko pokazać. Zapomnijmy już o tych nieszczęsnych 9 godzinach filmu; wiecie ile kosztuje średnio hollywoodzki film? Kilka przykładów: Harry Potter i Książę Półkrwi z 250 milionami, Opowieści z Narnii: Książę Kaspian z 200 milionami, World War Z – 540 MLN, W pierścieniu ognia – 738.3 MLN. Swoją drogą to szalenie mnie zastanawia, gdzie idą te wszystkie pieniądze, jak aktorzy Pottera przy ostatniej części dostali 10 milionów na głowę... A teraz wyobraźcie sobie, gdyby "W pierścieniu ognia" trwało to 9 godzin, czyli powiedzmy te 750 milionów razy trzy... Absolutnie nieopłacalne, dlatego nikt tego nie robi. Poza Peter'em Jackson'em oczywiście. ;) Z polskich przykładów mamy Felixa, Neta i Nikę oraz Teoretycznie Możliwą Katastrofę. Moja koleżanka była w kinie i wyszła z marsową miną, ponieważ 'zrobili tylko trzy podróże w czasie, a że o dialogach nie wspominając'. Autorowi, który sam pisał scenariusz, gdy idealnie trzymał się książek wyszło, co ciekawe... 9 godzin filmu, ale powiedział on bardzo ważną myśl, której warto się trzymać: język filmu jest zupełnie inny od języka książki. To, co świetnie sprawiło się na papierze, może nie wyjść na ekranie i na odwrót. 

Jw.
Najgorszym wyjściem obecnie według mnie jest ponowne czytanie książki tuż przed pójściem do kina. Zdziwicie się, jak wiele będziecie pamiętać, nawet tych wypowiedzi, które wydawać by się mogło, już dawno nam umknęły. Za to gdy przeczyta się książkę dzień przed... Pewnie nie raz wyszliście z kina niezadowoleni, ale nie dlatego, że film sam w sobie był zły... Tylko zwyczajnie mieliście świeżo w pamięci, jak to było w książce i jak powinno być na ekranie, choć wcale nie było i nie musi być. Nie odradzam tutaj nie czytania książki w ogóle, choć ja w przypadku "Gwiazd naszych wina" po kolejnym razie, gdy w kinie siedziałam zwyczajnie znudzona, ponieważ wiedziałam, co się wydarzy, przeczytam sobie po prostu już po filmie. Wtedy będę mogła sobie na spokojnie porównać, a jednak książki nadal są o wiele bardziej emocjonujące od filmów, czy seriali.

Obecnie o wiele chętniej sięgam po adaptacje. Scenarzyści czerpią z oryginału, np. tylko imiona i charaktery postaci i tworzą zupełnie nową historię. Gdy im wychodzi, to świetnie, tylko brawa dla nich (Sezon na ludzinę aka Hannibal się kłania), gdy jednak nie, to cóż... mamy coś takiego, jak The Lying Game. Słowo daję próbowałam dwa razy, ale za drugim nawet do połowy nie dociągnęłam...


A jak brzmi Wasza odpowiedź na tytułowe pytanie? Dlaczego? :) Czekam na Wasze opinie!

Sophie di Angelo

11 komentarzy:

  1. Zależy od książki. W przypadku niektórych, lwia część tego, za co je kochają czytelnicy jest nie do przekazania w formie filmu. I wtedy trzeba zmieniać, nadrabiać itp. Niektóre książki są marne, a wersje filmowe lepsze. Jeszcze inne książki chętnie zobaczyłabym w wersji filmowej - jeśliby były zupełnie wierne i z idealną obsadą. Czasami książka i filmowa adaptacja są obie dobre, ale zupełnie od siebie różne. To wszystko zależy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też uważam, że ekranizacja nie musi być wierna. Jest to przecież odzwierciedlenie czyichś wyobrażeń, które nie muszą być spójne z naszymi ani z książką :))) Dla każdego istotne jest coś innego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja nie uważam, że film musi być idealnym odzwierciedleniem książki. Czasem dobrze jest poznać coś nowego, czasem nawet lepszego. Zawsze się dziwię, gdy większość krytykuje film, który mi akurat się podoba, np. Intruz według mnie jest niesamowity (książka również, a niekoniecznie te wersje są takie same). A na przykład z "Atlasem chmur" miałam tak, że książka wcale mi się nie spodobała, była wręcz beznadziejna, a film bardzo ciekawy i poruszający.
    Lubię zawsze mieć nadzieję, że może kiedyś nagrają idealny film na podstawie mojej ulubionej książki, ale wiem, że gdyby tak się stało, raczej nie spodobałaby mi się dana ekranizacja.
    Filmy na podstawie książek to moje ulubione filmy i chętnie je oglądam, nawet jak nie zgadzam się co do paru kwestii, ale co poradzić.

    OdpowiedzUsuń
  4. Musieć nie musi. Ale podałaś świetny przykład jeśli chodzi o "Dary Anioła". Książkę czytałam w gimnazjum, film obejrzałam w kinie i się załamałam. Nie dlatego, że był zły tylko dlatego, że nazwali to ekranizacją, a nie adaptacją. Niestety po wyjściu z kina, tylko się zastanawiałam jak jego twórcy mają zamiar wyjść z zamieszania w fabule, które stworzyli.
    Ale nie można wszystkich zadowolić wiadomo, każdy czytelnik miałby swoją wersję tego jak książka powinna zostać przedstawiona na ekranie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeżeli o mnie chodzi to z checia chodze do kina na ekranizacje danej powieści, zeby porównać sobie moje wyobrażenia, jednak staram sie nie czytac ksiażki tydzien przed premierą, lub dzien, bo to nie ma sensu.
    Czasami irytujace dla mnie jest ten naplyw fanow, rozumiem tych co decyduja sie przeczyatc ksiazke, ale ci co zatrzymuja sie tylko na filmie na prawde mnie irytują...

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie, nie musi ^^
    W wielu kwestiach się z Tobą zgadzam. Nie jestem za tym, aby film był idealnym odzwierciedleniem książki, bo to by było po prostu nudne. I tak jak mówisz - trwałoby zdecydowanie za długo i byłoby nieopłacalne. Na ekranizację powieści idę po to, aby jeszcze raz wziąć udział w przygodach bohaterów. Oczywiście tak jak każdy czytelnik, zwracam uwagę na każdy maleńki szczegół, każdą sytuację, które odbiegają od pierwowzoru. Moi znajomi chyba przestaną ze mną chodzić do kina, bo mają dosyć moich komentarzy ^^
    Oczywiście nie każdy film może dobrze odzwierciedlić książkę, chociażby gdy mamy narrację pierwszoosobową. Nie da się w filmie opisać uczuć bohaterów i ich przemyśleń. To niestety niemożliwe, więc często ekranizacja wydaje nam się po prostu kiepska. Osobiście zetknęłam się z książkami, które było gorsze od filmu, chociażby "Niezgodna" - książka, według mnie, denna, głupia i bez sensu, za to film był miłą rozrywką. Rzecz gustu ^^
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  7. Napisałam przeraźliwie długi komentarz i kliknęłam "wyloguj się" zamiast "opublikuj". Ech. No nic to. Spróbuję streścić moją opinię.
    Nie przepadam za ekranizacjami - to dlatego, że tak, jak napisałaś, książka i film to zupełnie inny sposób przekazywania historii, mam tego stuprocentową świadomość. Cenię w książkach to, że dają mi możliwość spersonalizowania fabuły - tylko ja widzę to tak, autor i inni czytelnicy w swoich głowach mają zupełnie inne obrazy, bo bazują na innych doświadczeniach. I nawet autor nie do końca ma wpływ na to, co zobaczę przy czytaniu. Z kolei film pozostawia mniej miejsca na dowyobrażanie sobie - scenarzyści chcą, żebym zobaczyła pole bitwy, to je widzę, i tyle. Dlatego gdy przeczytam książkę, a potem wychodzi ekranizacja, to nie mam potrzeby jej obejrzeć, bo jestem przywiązania do mojego sposobu odbierania tej konkretnej historii. Już na przykład nie pamiętam, jak wyglądała Katniss, zanim stała się ucharakteryzowaną Jennifer Lawrence, mimo że "Igrzyska Śmierci" obejrzałam stosunkowo niedawno - wystarczył olbrzymi plakat z aktorką na pierwszym planie pod moim domem. Powieść czytałam dawno temu, podobała mi się, ale już trochę wywietrzała z mojej głowy. O ekranizacji słyszałam różne złe rzeczy (że niedokładna, spłycona, za dużo romansu, ten zły, tamten niedobry, tego nie ma albo jest za mało itd.) i wcale nie miałam zamiaru jej oglądać, aż któregoś dnia (z okazji posiadania dużej ilości czasu i małej ilości pomysłów na jego wykorzystanie) przysiadłam i obejrzałam właściwie bez żadnych konkretnych oczekiwań czy nadziei. I świetnie się bawiłam :). Film przypomniał mi bohaterów i historię oraz emocje towarzyszące jej przeżywaniu, i to było fajne. Tym bardziej, że to, co nie pojawiło się na ekranie, ja wiedziałam z książki, a gdybym nie wiedziała, to film i tak nie straciłby na logice, za to mogłabym sobie doczytać, pogłębiając w ten sposób różne wątki. Mam tak samo na przykład z ostatnimi częściami "Harry'ego Pottera" i na pewno jeszcze kilkoma innymi duetami książka-film, których teraz sobie nie umiem przypomnieć.
    Ostatecznie jedyne, czego tak naprawdę oczekuję od ekranizacji, to żeby oddawała klimat panujący w książce - dopowiem albo doczytam sobie emocje czy myśli bohatera, których nie udało się przedstawić, dowiem się z książki wszystkich nieistotnych dla głównej fabuły szczegółów, wystarczy mi, że w kinie poczuję podobieństwo między wizją autora a wizją reżysera.

    OdpowiedzUsuń
  8. Oczywiście ekranizacja wierna być nie musi, co wspaniały efekt dało w przypadku pamiętników wampirów - gdzie książka była nieco nazbyt jednostajna i chwilami nudna. A serial? Wręcz przeciwnie, jest całkiem dobry.
    Z kolei przykładem nieudanych ekranizacji może być Miasto Kości.

    OdpowiedzUsuń
  9. przeczytaj GNW przed filmem, bardzo proszę! Książka jest genialna i nie chciałabym, żebyś popsuła sobie lekturę tej cudownej pozycji kiepskim (?) filmem... Co do głównego pytania, to zależy. Osobiście wolę raczej te wierne ekranizacje - jeśli aktorzy, reżyser i cała reszta są do bani, to przynajmniej niech dobrze odwzorowują książkę... z drugiej strony książka jest słaba, długa - niech wycinają i zmieniają! Może chociaż film nie będzie do kitu. Z trzeciej strony nie przeżyłabym, gdyby wyciętą jakąkolwiek scenę z GNW - ot, kocham tę książkę, znam ją niemal na pamięć i nie umiem sobie wyobrazić poplątania jej wątków... A już z czwartej strony, w Złodziejce Książek dużo pominęli, dużo poplątali a wyszedł im naprawdę świetny film, dobrze oddający klimat książki. W przeciwieństwie do Ciebie uważam, że Miasto Kości filmowo wyszło gorzej niż w książce i nawet słowo w słowo przepisywanie słów Cassandry Clare w filmie nie wyszło im na dobre. Nie wspominajmy o ekranizacji Felixa, Neta i Niki bo szkoda słów. Ten film ma z książką tyle wspólnego ile frytki Aviko.
    I nawet gdyby nie był ekranizacją, to i tak jest BEZNADZIEJNY.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja uważam, że film faktycznie nie powinien być taki sam jak książka. Bo wtedy nie byłoby frajdy. Dwie te same historie przedstawione inaczej? Świetnie! Film i książka. Zawsze wybiorę to drugie bo uwielbiam czytać. Ale filmy też bardzo lubię oglądać. Zgadzam się z Tobą w wielu sprawach :) Jak by film był taki sam nie byłoby tak fajnie :) Świeżo. :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ciekawe jest Twoje spojrzenie na ekranizacje. W sumie nad niektórymi aspektami nawet się nie zastanawiałam i muszę przyznać, że w tym co mówisz jest sporo racji. Chociaż niektóre zmiany w ekranizacjach i tak będą dla mnie po prostu straszne, to z niektórymi z nich chyba w końcu się pogodzę. ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! Do zobaczenia przy kolejnym poście!
Xoxo