Ostatni pociąg do Babylon - Charlee Fam

Tytuł oryginału: Last Train to Babylon
Liczba stron: 319
Ocena: 5/10.
"Nie odpowiadasz za cudze czyny, lecz wyłącznie za swoje własne. Ani za cudze uczucia."

Aubrey Glass ma kolekcję listów pożegnanych, chociaż nie jest przekonana do popełnienia samobójstwa. Pisze je na wszelki wypadek, ponieważ nie wie, co może zdarzyć się kolejnego dnia... Jej najlepsza przyjaciółka z dzieciństwa przekuwa jednak zamiary w czyny i kończy ze sobą. Aubrey nie wie, jak na to zareagować ani co zrobić z wiadomością pozostawioną na poczcie głosowej kilka dni przed śmiercią Rachel...

Historia opowiedziana w książce przykuwa uwagę, ale oczekiwałam czegoś innego. Tytuł wpadł mi w oko z powodu owych listów samobójczych, które Aubrey pisze od pięciu lat. Stwierdziłam, że będą ważną częścią fabuły, a są one zaledwie wspomniane. W sumie rozczarowało mnie to, ponieważ po pierwsze są tak wyszczególnione w opisie, a po drugie, jak już autorka ten temat tak maglowała, to nie rozumiem, dlaczego ostatecznie ich nie dodała. Tak samo było z wiadomością od Rachel, która kilka dni przed śmiercią nagrała się na pocztę głosową; temat ten powraca dosłownie, co kilka stron, a gdy dochodzi do rozwiązania... Sami się przekonacie, że nie wyszedł ten wątek.

Na okładce jest napisane "Dla wielbicieli Alice Sebold i Johna Greena!". Nie wiem, jak to jest w przypadku pierwszej autorki, ponieważ nie znam jej twórczości, ale do Greena to ja bym tego nie porównała. Green jest dla młodzieży; wygładzony, wyidealizowany i skończę z tymi przymiotnikami, bo jak wszyscy wiedzą fanką nie jestem. Właściwie sama nie wiem do czego przyrównać tę powieść, ponieważ najbardziej skojarzyła mi się z "Numerami" ze względu na brutalność i wulgarność. Nie ma co ukrywać, jest tego tutaj dużo. Aubrey ma już dwadzieścia parę lat, co wiadomo owocuje inną narracją; bardziej szczerą i dosadną. 

"Ostatni pociąg do Babylon" podzielony jest na dwie części; Aubrey budzi się w szpitalu, już po pogrzebie Rachel. Zanim jednak do tego dojdziemy musimy dowiedzieć się, co ją doprowadziło do tego momentu w życiu, a gdy wraca się do miasteczka, które pozostawiło po sobie tyle nieprzyjemnych wspomnień, wiadomo, że nie obędzie się bez ich przywołania. Opowieść jest bardzo gładka i autorce udaje się utrzymywać swojego rodzaju napięcie. Nie wiemy, czemu Aubrey jest w szpitalu, dlaczego czuje się chora na samą myśl o powrocie do domu i co sprawiło, że opuściła go w tak wielkim pośpiechu. Ona nie wie tylko tej pierwszej rzeczy i to był ciekawy zabieg, że mamy już bohaterkę, która doskonale zdaje sobie sprawę, że coś z nią jest nie tak i wie czemu.

Aubrey to postać, której określić jednoznacznie się nie da. I taki sam problem mam z tą książką. Są rzeczy, które naprawdę przykuły moją uwagę i dały mi do myślenia. Na pewno nie jest to książka, o której łatwo rzucić stwierdzenie, że się "ją kocha". Zostawia ona czytelnika z takim jakimś... ciężkim sercem. Pojawia się nadzieja i światło, a jednak nie przyćmiewa ona tego, co się stało; nie prostuje wszystkich ścieżek życia bohaterki. To również jest warte uwagi w tej opowieści. Tak samo, jak samo walka Aubrey z przeszłością. Musiała ona zrobić to sama. Samodzielnie stanąć na nogi i zmierzyć się ze swoimi demonami, a nie z powodu/pomocą/dzięki mężczyźnie.

"Ostatni pociąg do Babylon" to książka, która daje do myślenia, jednak ja nie wiem, jak ją określić, dlatego zostawiam ją z tak neutralną oceną. W pewnych aspektach ta historia do mnie trafiała, a w innych zupełnie nie, jednak nie mogę powiedzieć po prostu, że jest zła lub dobra. Myślę, że to trzeba ocenić samemu. 

Sophie di Angelo

12 komentarzy:

  1. Ciekawy opis, mimo że opowieść zapewne mocno przybita może się skusze.
    http://zapachstron.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Po opisie wnioskować może, że będzie fajnie, ale nie bez powodu dałaś 5 pkt...

    Zapraszam do siebie,
    http://to-read-or-not-to-read.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. Druga recenzja tej ksiażki, która zostawiła mnie w niepewności. Szczerze mówiąc sama nie wiem czy mam na nią ochotę..

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się brak ugrzecznienia, czytając opis nawet z niego nie porównałam książki do powieści Greena, zupełnie inne bajki. Szkoda, że listy był jedynie wspomnieniem, bo dodałyby wiele klimatu. Pewnie poszukam książki mimo wszystko.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmm, spodziewałam się czegoś więcej. Chyba niepotrzebnie się nastawiałam...

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakoś nie przekonuje mnie ta powieść. Chyba po nią nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Na pewno kiedyś przeczytam, ale nie będę zbyt wysoko stawiać tej książce poprzeczki :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Chyba nie mój typ książek i też przypuszczam, że po przeczytaniu tego co jest na okładce bardzo bym się rozczarowała.

    OdpowiedzUsuń
  9. Sama nie wiem, skoro brakuje czegoś, to może lepiej odpuścić i przeczytać coś bardziej interesującego.

    OdpowiedzUsuń
  10. Troszkę żałuję, że książka dostała tę, a nie inną okłądkę (widziałaś tę drugą?). Jetsem przewrażliwiona na tym punkcie ;) Dodatkowo porównanie do Greena mnie odstarszyło, jednak chyba dam szansę tej pozycji. W końcu jak piszesz, trzeba ocenić samemu.

    OdpowiedzUsuń
  11. Książka czeka już u mnie na półce. Muszę w końcu się za nią zabrać. Zobaczymy czy przypadnie mi do gustu czy nie :)
    Pozdrawiam
    addictedtobooks.blog.pl

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! Do zobaczenia przy kolejnym poście!
Xoxo