Siedem minut po północy - Patrick Ness

25-ego grudnia 2016 roku do polskich kin wszedł film "Siedem minut po północy" (wielkie brawa dla dystrybutora za zachowanie polskiego tytułu!) będący ekranizacją powieści, z którą miałam okazję zapoznać się na początku tego roku - miałam nadzieję, że dam radę najpierw obejrzeć film, ale mi się niestety nie udało - i muszę powiedzieć, że takiej historii to ja się w ogóle nie spodziewałam...

Jest dokładnie siedem minut po północy, gdy 10-letni Conor budzi się i okrywa, że za oknem czeka na niego potwór. Jednak to nie jego się spodziewał - ten nie pochodzi z dręczącego go od dawna koszmaru. Jest dziki i sędziwy. Przyszedł do niego z opowieściami. W zamian za nie zażąda od Connora jego własnej historii - jego prawdy. 

Pomysł na książkę „Siedem minut po północy” nie wyszedł od Patricka Nessa. Szkic powieści napisała nieżyjąca już Siobhan Dowd. Autor został zaproszony do rozwinięcia go. Postanowił jednak z szacunku nie podpinać się pod styl Dowd, lecz napisał powieść po swojemu na podstawie jej projektu. Cieszę się, że zdecydował się to zrobić, ponieważ możliwe, że w innym przypadku ta historia nigdy nie ujrzałaby światła dziennego, a byłaby to ogromna strata. Jest coś takiego jak czarna lista najlepszych nienapisanych jeszcze książek? Ten tytuł zdecydowanie by na niej był!

Książka napisana jest w dość specyficzny, choć również całkowicie przystępny sposób. Nie czyta się jej długo, to właściwie lektura na maksymalnie dwie godziny. Polecam więc nie brać się za nią tuż przed wyjściem, ponieważ w momencie, w którym opowieść „chwyci”, trudno przestać o niej myśleć. A wrażenie, które po sobie pozostawia… Mając w pamięci okładkę pierwszego wydania oraz oryginalny tytuł „A Monster Calls”, myślałam, że to po prostu jakiś horror. Jednak to coś zupełnie innego. Podoba mi się zmiana tytułu w polskim wydaniu, jest bardziej adekwatny, mniej mylący. Kto by się tu spodziewał książki o życiu, historii o przewrotnych opowieściach, o prawdzie skrywanej tak głęboko w sobie, że nie sposób nawet o niej pomyśleć?

Gdybym miała określić „Siedem minut po północy” jednym słowem, postawiłabym na przymiotnik - „piękna”. Choć jest w niej tak wiele innych emocji i wartości. Kto by się spodziewał! Gdy zaczęłam czytać i zobaczyłam, że Conor jest bardzo młody, to oczywiście westchnęłam sobie w duchu, że czytam książkę dla dzieci. Kolejne rozdziały odkrywały przede mną jednak zupełnie inną stronę opowieści.

Urzekły mnie opowieści opowiadane przez Potwora. Co pierwsze przyszłoby Wam na myśl? Wygładzone baśnie, historie dla dzieci, motywy i schematy, które dobrze znamy. Nic z tych rzeczy! Są przewrotnie cudowne; trzeba się nad nimi trochę zastanowić i ułożyć sobie w głowie ich wizję. 



Tytuł oryginału: A Monster Calls
Powieść w jednym tomie
Liczba stron: 207 (wydanie filmowe)
Ocena: 7/10
Filmowe wydanie „Siedem minut po północy” nie zawiera ilustracji (których autor Jim Kay został uhonorowany medalem, co jeszcze się nie zdarzyło, aby i autor i ilustrator książki otrzymali takowe do tej samej pozycji)  i nie wiem niestety, czy i ewentualnie jak wiele traci na tym powieść - poza samą objętością. Szkoda, że zamiast ilustracji nie było chociażby zdjęć z filmu. Choć i bez tego to, co czytamy się niesamowicie sugestywne i zapadające w pamięć.

„Siedem minut po północy” to taka niepozorna książeczka, która przez długi czas nie przykuła mojej uwagi, więc nie spodziewałam się, że to będzie jedna z tych pozycji, które są absolutnie wyjątkowe. Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji jej poznać, to naprawdę warto to zrobić. Powiedziałabym nawet, że to mało prawdopodobne, żeby nie przypadła ona komukolwiek do gustu.

PS. Jestem ciekawa, jak wypadł film :)

Sophie di Angelo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz! Do zobaczenia przy kolejnym poście!
Xoxo